– Coraz większą popularność zyskuje ostatnio pojęcie „indywidualnego śladu węglowego”, rozumianego jako suma emisji gazów cieplarnianych emitowanych bezpośrednio lub pośrednio przez daną osobę. Mówi się o nim coraz częściej zarówno na salonach brukselskich, jak i kuluarach Światowego Forum Ekonomicznego. Na stronach Organizacji Narodów Zjednoczonych można znaleźć nawet kalkulator, dzięki któremu każdy może obliczyć swój ślad węglowy. Co kryje się za tą nową modą?
Jak to jest naprawdę z tym „śladem węglowym”?
– O co chodzi w „śladzie węglowym”? W indywidualnym śladzie węglowym? Ano chodzi o to, żeby nas kontrolować. Już mówi się o tym, że każdy obywatel będzie miał przyznany limit śladu węglowego. Po cóż to? Ano po to, żeby ograniczać możliwość jego funkcjonowania w świecie w momencie, kiedy wyprodukował zbyt dużo CO2 lub nie jest w stanie tego CO2 wyprodukowanego przez siebie w odpowiedni sposób zrekompensować – wypowiada się Marcin Austyn.
Ograniczenia dla wielu osób, którzy nie mają pieniędzy
– Czyli znowu ci, którzy nie mają pieniędzy na rekompensatę CO2, będą musieli się ograniczać. Ci, którzy są bogaci i stać ich na to, będą mogli wykupić sobie rekompensatę za grube pieniądze. Będą żyli normalnie. Pozostali niekoniecznie – dodaje.
Paszport węglowy! Co to będzie dla nas oznaczać?
– Paszport węglowy czy w ogóle mówienie, to jest indywidualna emisyjność każdego obywatela. Taka emisyjność indywidualna jest już mierzona – ocenia Krzysztof Gawkowski. – Byłby pewien limit, którego nie można przekroczyć – mówi redaktor Beata Lubecka. – Nie wiem, kiedy to będzie, ale przyszłość wskazuje, że prędzej czy później limity będą. Tak jak dzisiaj wygląda to, jeśli chodzi o firmy, o wielkie przedsiębiorstwa, to wcześniej czy później wszyscy musimy wziąć odpowiedzialność za nasze środowisko, bo żyjemy – mówi Gawkowski.
Źródło; Ruch Narodowy (Facebook)